Dziś wpadł mi w ręce nowy krążek (10 dni przed premierą!) jednego z moich ulubionych zespołów, a mianowicie tak zachwalane od początku produkcji Vengeance Falls, Triviuma.
Cieszyłem się jak głupi. Teraz leci już utwór nr 5 i mnie mierzi... Wiercę się w krześle i ręce same napiszą tę recenzje. Nawet na nią chyba nie spojrzę...
Zacznę nietypowo. Wstępem - co to Trivium?
to amerykańska kapela grająca coś z pogranicza Thrash/nu metalu, z elementami typowego darcia japy, melodyjnymi solówkami i fajną perkusją. To tzw: New Wave of American Metal.
Tyle ku gwoli wstępu.
Uruchomiłem utwór numer 1, zatytułowany "Brave This Storm". Owy utwór miałem okazję już przesłuchać na Youtubie. Pominąłem go, gdyż wiedziałem czego się spodziewam. Szczerze powiedziawszy, ten utwór bardzo mi się spodobał i dał nadzieję na dobry album. Bez obrazy, In Waves dupy nie urywało. Ostatni dobry album to Shogun wydany w 2008 roku.
Następnie włączył się utwór drugi - Vengeance Falls. Zdziwiłem się. Moje marzenia upadły, a podniecenie nowym albumem zeszło, jak po zobaczeniu nago mojej sąsiadki... Dobrze, że jej nie znacie.
Riffy można uznać za zjadliwe, aczkolwiek za dużo wepchniętych na siłę przerw. Nie wiem Jak ten efekt gitarowy się nazywa, lecz mój przyjaciel stwierdził, iż byle kretyn, może zagrać cały utwór jednym akordem i tymi pieprzonymi przerwami.
Pełno wysokich dźwięków i melodii. Można by rzec - Iron Maiden... NIE! Wspomnę jeszcze o tekstach. Główną tematyką albumu jest upadek ludzkości. Ten motyw jest CHOLERNIE odczuwalny w każdym kolejnym utworze.
Wstępy są dość skomplikowane, pełne zmian tempa, zabaw stopą perkusyjną, ale szczerze powiedziawszy, to nie mój klimat at all.
Właśnie. Perkusja. Niby to ona nadaje rytm... i teraz wiem, że to fakt, gdyż po riffie nigdy nie poznałbym prawdziwej melodii któregokolwiek z utworów.
Kurde... a co o wokalu Matta? Nie wiem...
W dawnych dziełach Metalowców z Florydy, pełno było kwintesencji wokalnej tego zespołu, czytaj: Screamu i growlu. To właśnie te formy wokalne nadawały charakter i moc utworom. Teraz słyszę podśpiewywanie pszczółki Mai...
Wokal jest zdecydowanie za czysty. W porównaniu z Shogunem, Matt w moich oczach stracił. Do niedawna Trivka uznawałem, za zespół robiący muzykę, która kocha. Teraz widzę jak wszystko poszło w kierunku komercji i showbiznesu.
Słucham utwór po utworze - już jestem przy pozycji 08 "Villainy Thrieves", patrzę na to, co napisałem wcześniej i ni ch*j nie żałuję tamtych słów...
Piszę dziś cholernie krótko, tak jak wciągające są owe utwory.
Kurde... nie wiem co mam powiedzieć. Brakuje mi słów. Oceniłem prawie wszystko... aaa BAS! Paolo jak zwykle daje tu z siebie 110%. Tworzy specyficzny klimat, który potrafi wciągnąć. Stary, ratujesz cały band....
Chciałbym już przejść do podsumowania, tak bardzo, jak chciałbym przewinąć już do Covera zespołu Misfits... ale nie. Zacisnę szczęki. Trzeba przesłuchać.
Z każdym utworem, proporcjonalnie rośnie moc solówek, oraz ilość krzyku. Ciekawe. Widać więc, że ułożenie utworów nie są całkowicie przypadkowe.
Ja jako fan oczekiwałem czegoś zupełnie nowego, świeżego, innego, natomiast czuję tu odświeżone In Waves. Wiem, iż Trivium podąża od kilku lat drogą Nu Metalu, lecz to nie przekreśla faktu, że chciałbym kopa w jajca, jakiego otrzymywałem przy utworach takich jak Down From The Sky, czy Ascendancy.
Oczywiście album to nie tylko złe strony. Znajdzie on rzeszę fanów na całym globie. Ja chłopakom wybaczam. Pozostaję ich fanem, gdyż wiem jaki kawał ciężkiej roboty odwalili podczas nagrań.
Płytka, po przesłuchaniu pozostawia na końcu taki smaczek: "Chcę więcej, choć wiem, że niezbyt mi się to podoba" Poza tym ma swój urok i osobliwy charakter. Na co warto zwrócić uwagę podczas zakupu albumu? No najlepiej na to, czy przypasuje wam twórczość czwórki metali z Południa USA.
Ja nią nie jestem zachwycony, ani nie czuję obrzydzenia. Średniak ulubionego zespołu, bacząc na to, że 7 lat temu chłopaki podnieśli poprzeczkę sobie zbyt wysoko i moim zdaniem jeszcze do niej nie dolecieli.
Reasumując. Album przeciętny. W mojej skali 6/10. Wszystko jest do siebie takie podobne.
Zdecydowanie, najlepszą częścią płyty są utwory bonusowe. Tylko dzięki nim mam teraz uśmiech na pryszczatej gębie.
Perkusja bardzo Nu Metalowa, riffy mocne, lecz troszkę...dziwne. Bas jest zdecydowanie najmocniejszą stroną albumu. Wokal - leciutki, lecz gdy już słyszę krzyk, ciarki przechodzą mi po plecach. Wyżej napisałem, że krzyku za mało. Błąd. Jest wisienką na mdłym torcie. W tym albumie za dużo wszystkiego, za mało technicznej skali. Solówki ciekawe i wciągające, lecz kilka nie trzyma się kupy.
Dla fana pozycja obowiązkowa, dla słuchacza NWoaM - także. Dla słuchacza przeciętnego [czyli ja (choć mam swój gust muzyczny)] niespecjalnie. A dla Ciebie kolego, słuchający Bieberka, LMFAO itd, it, etc, wtf... omiń to szerokim łukiem, bo się spalisz :)
Wielkie dzięki za uwagę. Pozdrowienia i HyC!
P.S - Zapraszam na stronę www.trivium.org , gdzie już 15 października, dostępny w sprzedaży będzie album, który ja już mam. Pre-Order jest już dostępny pod tym samym adresem :)
OWA RECENZJA JEST PRAWDZIWA, ACZKOLWIEK PRZEDSTAWIONA MOIMI OCZYMA. NIE OCENIAJ ALBUMU PO MOICH SŁOWACH! SAM PRZESŁUCHAJ. MOŻE TOBIE SIĘ TO SPODOBA!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz